Rozdział IV



Dość bycia małym smutnym burritem. Trzeba wziąć się w garść, wyjść do ludzi, zacząć żyć.
Aga powoli przetoczyła się na plecy i wygrzebała z koca. Poszukiwania skarpetek zakończyły się sukcesem. Cóż, przynajmniej tyle jej się dziś udało. Przepełniona dumą wstała i podreptała do kuchni, naciągając po drodze wielki sweter i opatulając się golfem po same uszy. Nie robiła tego z przyzwoitości, w domu i tak nikogo poza nią nie było. Po prostu zrobiło jej się piekielnie zimno.
Zastanawiała się właśnie, czy w piekle może być zimno, a jeśli tak, to czy będzie to temperatura bliska zera bezwzględnego, gdy dotarło do niej, że w otwartej lodówce czegoś brakuje. Chociaż Ewela uzupełniła wczoraj zapasy, nie kupiła masła, przez co Aga nie mogła sobie nawet zrobić głupiej kanapki. Zresztą chleb też się skończył.
– Jak zwykle wszystko na mojej głowie – jęknęła, nie zdając sobie spawy z tego, jak absurdalnie to brzmi.
Naciągnięcie pierwszych lepszych dżinsów i umycie zębów zajęło jej dosłownie chwilę. I całe szczęście, bo jej żołądek zdążył się już obudzić i coraz głośniej domagał się śniadania. Makijaż należało sobie zatem odpuścić, zresztą jaki sens miałoby jego nakładanie do sklepu, w dodatku o tak nieludzkiej godzinie?
Aga wsunęła stopy w jakieś cichobiegi i zerknęła na duży zegar wiszący w przedpokoju. Dochodziła dwunasta. Oj, trochę sobie pospała. Zdarza się. Następnym razem będzie musiała sobie odpuścić czytanie do późnych godzin nocnych, ale teraz czasu nie cofnie. Może co najwyżej wcisnąć do kieszeni klucz i garść drobnych i wybiec z mieszkania.
Ogromny uśmiechnięty robaczek strzegący wejścia do sklepu witał ją już z daleka. Nie odwzajemniła jednak jego entuzjazmu, do środka weszła bez emocji. Dopiero przy dziale z pieczywem rozszerzyły jej się oczy. Co by tu…
– Ooo, cześć! Nie wiedziałem, że mieszkasz tak blisko. Jak tam sprawy się mają? Lepiej, gorzej?
Aga niepewnie odwróciła się w stronę nieznanego głosu. Przed nią stał rozpromieniony chłopaczek w rurkach i śmiesznych okularkach, w dodatku z dość zabawnie zaczesaną jasną czupryną.
– Nie pamiętasz mnie? – zapytał zdziwiony. – To ja, Adam.
Powariowali wszyscy! Przecież jeszcze wczoraj gotowa byłaby przysiąc, że nie zna nikogo o tym imieniu, więc skąd on się wziął? Nie mogąc znaleźć sensownej odpowiedzi na to pytanie, Aga jak gdyby nigdy nic zaczęła pakować świeże bułki do papierowej torebki. Chłopaczek nie zraził się jednak jej obojętnością.
– Pisałem do ciebie w sprawie tego ogłoszenia, które wrzuciłaś. Wiesz, tego o tej tablicy i w ogóle… że martwisz się o siostrę, bo zajmuje się jakimiś popieprzonymi sprawami. No i obiecałem ci pomóc.
Próbując skojarzyć fakty, Aga zastygła na chwilę bez ruchu. Adam najwidoczniej zwątpił na chwilę.
– Bo ty jesteś Ewelina, prawda? – upewnił się.
Wtedy zrozumiała.
Zamorduję sukę, syknął cienki głosik w jej głowie. Gdyby przyjął jakąś materialną postać, zdzieliłaby go po łbie, ale w tej sytuacji mogła tylko skupić się na rozmówcy i zmusić się do uśmiechu.
– Jasne, teraz sobie dopiero przypominam. Zamyśliłam się, wybacz. Opowiesz mi coś więcej o tej tablicy? Ciągle się zastanawiam, po co jej to cholerstwo.
Zawinęła brzeg torebki i skierowała się w głąb sklepu. Adam ruszył za nią, tarabaniąc ciągniętym za sobą koszykiem.
– Jak już mówiłem, albo wpadła w jakieś podejrzane towarzystwo, albo naczytała się nie wiadomo czego i myśli, że może się bezkarnie tym dziadostwem bawić. Nikt normalny tego nie tyka. Nawet przewertowanie dziesiątek książek na podobnie chore tematy tu nie pomoże, a wątpię, żeby zadała sobie ten trud. Z tego, co pisałaś, to raczej nie ten typ osoby.
Aga zatrzymała się przed zamykaną przezroczystą lodówką. Wciąż na niego nie patrzyła, bała się, że wyczyta z jej oczu prawdę.
– Masz jakiś pomysł, co mogłabym zrobić? – zapytała, sięgając po pudełko margaryny. – Wiesz, zawsze była jakaś dziwna, ale tym razem chyba przegięła. Nie wiem, co może mieć w głowie i jak z nią o tym porozmawiać tak, żeby się nie obraziła na amen. Albo żeby nie zrobiła niczego głupiego.
– No racja, to dość delikatna sprawa. Wygarnięcie jej tego wprost to nie najlepszy pomysł, zwłaszcza że uważa cię za osobę, która od takich rzeczy trzyma się z daleka i otwarcie nimi gardzi.
Zamyślił się, nerwowo drapiąc się po brodzie.
 – Wiesz co? Może ja bym z nią pogadał. Umówiłabyś nas na jakieś spotkanie, a potem jakoś samo by wyszło.
Nagle Adze zaczęło się robić gorąco. Nie, nie, tylko nie to. Jezu, to będzie katastrofa. Nie miała już pojęcia, co robić, żeby dotrwać do końca tego przedstawienia, mało tego – żeby wyjść z niego z twarzą.
– I myślisz, że obcemu by zaufała? – wydukała niepewnie.
– Nie mam pojęcia. Ale to chyba najlepsze, co możemy zrobić, nie? Pogadam z nią trochę, zabajeruję, może zaproszę na jakąś imprezę i odstawimy ze znajomymi szopkę, którą zapamięta do końca życia, tak, ze już nigdy więcej żadnego świństwa nie tknie. Może być?
Pod Agą ugięły się nogi.
– Bo ja wiem? – jęknęła, próbując już tylko jak najbardziej odwlec chwilę, w której będzie musiała podjąć jakąkolwiek decyzję. – Wiesz co, ja już będę chyba szła do kasy.
– Dobra, to jeszcze ci napiszę.
– Lepiej nie pisz – wyrwało jej się.
Adam posłał jej zdziwione spojrzenie. Na szczęście właśnie wtedy ją olśniło.
– Wydaje mi się, że dorwała jakoś moje hasło i może próbować włamać mi się na konto. Zmieniłam je, ale wiesz, nigdy nic nie wiadomo. Może dam ci swój numer?
– O, super. No to dyktuj.
W ogóle się nie zorientował. Po prostu wyciągnął telefon i posłusznie wklepał podane cyfry. Nie podejrzewała, że to będzie takie proste.
– No, to daj znać, jak coś będziesz wiedziała – rzucił jeszcze. – Do zobaczenia!
Kiwnęła głową i szybko się oddaliła. Po skasowaniu zakupów niemal wybiegła ze sklepu.
Zapomniała o głodzie. Kiszki wciąż jej się skręcały, ale tym razem z nerwów. Wtargnęła do domu jak burza, rzuciła zakupy na kuchenny stół i otworzyła drzwi do pokoju siostry tak gwałtownie, że huknęła nimi o ścianę.
Najpierw przejrzała pobieżnie wszystkie widoczne na pierwszy rzut oka powierzchnie, czyli biurko i regały, w myśl zasady, że pod latarnią najciemniej. Następnie ostrożnie, ale dokładnie przeszukała zawartość szafy, starając się wymacać pomiędzy kolejnymi warstwami ubrań choćby ślad czegoś twardego. Na koniec przetrząsnęła wszystkie szuflady. Wszystko na próżno.
Gdzie ona to schowała? Chyba nie zabrała tego ze sobą do pracy?
Czując narastające zdenerwowanie, Aga sprawdziła jeszcze pod poduszką i wewnątrz rozkładanego łóżka. Powoli jednak zaczęło do niej docierać, że to nie fizyczny brak tabliczki jest tu największym problemem. Ewela znalazła u niej coś, czego znaleźć nie powinna – to raz; pewnie czekałaby ją umoralniająca pogadanka, gdyby nie ten idiotyczny zbieg okoliczności w sklepie. Jeśli to się wyda, czeka ją co najmniej obdarcie żywcem ze skóry.
Aga zaczęła się trząść. Chcąc się trochę opanować, opadła na krzesło stojące przy biurku. Wtedy jej wzrok padł na coś, co w normalnych okolicznościach pewnie by ją lekko zdziwiło, ale teraz kompletnie oszołomiło.
Zdjęcie. Jedno z wielu stojących na tej samej półce. Ot, kolorowy kawałek papieru oprawiony w kiczowatą ramkę, czyli klasa Eweli z gimnazjum. Niby nic wielkiego, ale Aga przysunęła się bliżej i przyjrzała twarzom osób ustawionych w trzech równych rzędach, a szczególnie jednej z nich.
Ten koleś… ten dziwny koleś, którego wczoraj zaczepiła na ulicy... On chodził z Ewelą do klasy!
Gorączkowo szukała w pamięci jego nazwiska. Kojarzyła go z widzenia, cała szkoła się z niego nabijała, nawet te roczniki, które nie zdążyły poznać go osobiście. Nazywał się chyba Krzycki i podobno był strasznym creepem. Imię też miał jakieś dziwne, ale nie była w stanie go sobie przypomnieć. Świtało jej jeszcze, że mieszkał z matką na obrzeżach miasta, koło tych starych opuszczonych magazynów, w których kiedyś lubiła przesiadywać, zwłaszcza na wagarach. Nigdy nie widziała, żeby ktokolwiek kręcił się po podwórzu.
I ona… z kimś takim… Boże! Jak mogła od razu go nie poznać?!
Po chwili namysłu uznała, że przez te lata trochę się jednak wyrobił, ale to dziwne uczucie gdzieś tam w środku pozostało. Choć z drugiej strony miała nieodpartą chęć poznania go bliżej, żeby dowiedzieć się, jakim naprawdę był człowiekiem. W końcu ją też swego czasu wytykano palcami i wyśmiewano.

Może by tak odwiedzić stare magazyny? I tak nie miała nic produktywnego do roboty, jak zwykle zresztą. Po drodze zaopatrzy się jeszcze w tamtejszym osiedlowym sklepiku w alkohol i fajki, jak za dawnych dobrych czasów.