Rozdział II



Klucz ze szczękiem obrócił się w zamku i obładowana torbami Ewelina wtoczyła się do przedpokoju. Zaraz też przystanęła, nadstawiając ucha. Na klatce schodowej niczego nie było słychać, ciężkie drzwi tłumiły wszystkie dźwięki, ale już od progu dało się bez trudu odgadnąć, że mieszkanie nie było puste.
Ponura melodia, bynajmniej nie przyciszona, płynęła przez otwarte drzwi maleńkiej klitki po lewej. Gloomy Sunday. Tak, to mogło oznaczać tylko jedno.
– Jezu, Aga, znowu ryczysz?
Ewelina bezceremonialnie wtargnęła do pokoju siostry i rzuciła toboły na najbliższe krzesło, w niewiadomym celu przytaszczone tutaj z kuchni. Przyciągnęła do siebie stojący przy biurku fotel i usiadła na nim, odruchowo chwytając przy tym za umieszczoną pod siedzeniem dźwignię. Szybko wyregulowała jego wysokość, by wygodnie sięgnąć do głośników i wyłączyć tę okropną muzykę. Zwinięta na łóżku postać ani drgnęła.
Trzeba było sięgnąć po inne środki.
– O, nie wylogowałaś się z facebooka – rzuciła Ewelina, udając, że przegląda otwarte w komputerze strony. – Zaraz napiszę do Adama, że chcesz się z nim umówić.
Zadziałało.
– Jakiego Adama? – niewyraźnie wymamrotała Aga, podnosząc się znad mokrej od łez poduszki.
– Nie wiem. A znasz jakiegoś? To zaraz naprawdę do niego napiszę, zaproszę tutaj, zorganizuję jakieś fajne jedzenie. Może wtedy ci przejdzie.
Aga stanowczo potrząsnęła głową.
– Nie ma mowy – burknęła prosto w poduszkę. – Nie chcę nikogo dzisiaj widzieć.
– A co się takiego stało?
– Nie zrozumiesz.
Ewelina przewróciła oczami.
– Nie wygłupiaj się. Niejedno już od ciebie słyszałam i naprawdę musiałabyś się postarać, żeby mnie czymś zaskoczyć. No, dalej. Ja wyciągam czekoladę, a ty powiadaj.
Jedyny skutek tych słów był taki, że Aga mruknęła coś do siebie i naciągnęła koc po sam czubek głowy. Ewelina wzruszyła ramionami, ale podeszła do jednej z przyniesionych przed chwilą toreb i tak jak obiecała, wyjęła z niej nieduże opakowanie. Szelest odwijanego sreberka wyrwał wreszcie Agę z otępienia.
– Jaki smak? – spytała nie do końca jeszcze przytomnie.
Nie czekając na odpowiedź, dźwignęła się do pozycji w miarę pionowej. Wciąż opatulona kocem patrzyła z wyczekiwaniem na siostrę, która natychmiast schowała tabliczkę za siebie.
– A obiecasz mi, że opowiesz, co ci jest?
Agi nie trzeba było dłużej zachęcać.
– Facet – rzuciła krótko.
– Który to? Daj namiary, zaraz skopię mu… te, no… cztery litery.
– Nie, to nie ma sensu. W zasadzie to nawet nie jego wina.
– Próbujesz go usprawiedliwić?
– Po prostu wiem, że miał pewne powody, by zachować się tak, a nie inaczej.
– No to po co ryczysz?
– Ech. Mówiłam, że nie zrozumiesz.
Po chwili namysłu Ewelina odłamała pasek czekolady i podała siostrze. Aga obejrzała go uważnie niemal z nabożną czcią.
– Bąbolada – westchnęła cicho. – Jejku, Ewela, kocham cię.
– No to opowiadaj.
Aga spojrzała na nią niepewnie.
– Wiesz… zawsze chciałam kogoś mieć – zaczęła. – Ale tak na stałe, na poważnie. Póki co, nic z tego nie wychodzi, a niestety, zegar biologiczny tyka. Młodsza już nie będę, cholera, dwudziestka już na karku, a nadal nic w tym temacie się nie dzieje, no to postanowiłam trochę pomóc szczęściu. Internetowych randek na razie nie ogarniam, to znaczy jestem na takim jednym portalu od miesiąca, ale nikt jeszcze do mnie nie napisał… Myślisz, że to przez mój paskudny nos? Dobra, nieważne… No więc, jak mówię, porozmawiałam chwilę z nieznajomym. Ot, tak po prostu, na ulicy.
– Ty? Z nieznajomym?!
– Nooo, a co się będę. Trzeba przełamywać lęki. Czy coś. Porozmawialiśmy sobie chwilę, znaczy, więcej ja mówiłam, niż on. Wydawał się miły, chociaż widać było, że jest trochę dziwny, ale podobno dziwak dziwaka zawsze zrozumie, nie? Tylko.. tylko że kiedy napomknęłam o jakimś spotkaniu, po prostu uciekł.
– Uciekł? Czy się zwyczajnie wymigał?
– Odwrócił się i pobiegł przed siebie.
Zanim Ewelina spróbowała wyobrazić sobie opisaną sytuację, Aga niespodziewanie wypaliła:
– Myślisz, że to kara za uczynki z poprzednich wcieleń?
– Co… CO?!
– Tak sobie myślałam, że może mój pech w miłości ma jakieś głębsze podłoże, że w poprzednich wcieleniach zraniłam zbyt wielu mężczyzn i teraz muszę to odpokutować.
Ewelina osunęła się na krześle.
– Boże, Aga. Coś ty piła?
– Nic nie piłam. Czytałam. Pomyśl sama – tylu ludzi wierzy w ciągłą wędrówkę dusz, w reinkarnację, karmę… A jeśli coś w tym naprawdę jest? Jeśli naprawdę zbieramy przez wieki doświadczenia, te dobre i te złe, jeśli w następujących po sobie wcieleniach obciążamy swoją duszę błędami? Może moja jest właśnie w ten sposób obciążona?
– Nie czytaj więcej tych pierdół. To ci na pewno nie pomoże w znalezieniu miłości.
– A co pomoże?
Aga zaczęła się wyraźnie denerwować, więc siostra podała jej kolejny pasek czekolady, a resztę odłożyła na biurko. Trochę ją to uspokoiło.
– Mam czytać denne poradniki w stylu „jak uwieść faceta w tydzień”? – zapytała nieco łagodniej, poprawiając koc. – Czy szukać przepisów na eliksiry miłosne?
– Na pewno przyda ci się cierpliwość. I trochę luzu. Skąd ci w ogóle przyszły do głowy te eliksiry?
– No… nasza prababka…
Ewelina parsknęła śmiechem.
– To, co opowiadają o naszej prababce to jedna wielka bujda. Wystarczyło, że mieszkała na wsi, miała spory nos i unikała ludzi, i już okrzyknięto ją wiedźmą. Jasne, ludzie zawsze wiedzą najlepiej. Przestań czytać tą głupią fantastykę, bo widzę, że zaczyna ci to szkodzić. Niech no tylko matka z ojcem wrócą do Polski i się dowiedzą, to spalą całą twoją biblioteczkę i zabiorą ci neta.
Odsunęła krzesło, żeby wstać, ale zawahała się, bo coś przykuło jej uwagę. Zerknęła jeszcze raz na Agę, upewniając się, że zajęta jest pochłanianiem czekolady, po czym podeszła do krzesła, na którym zostawiła swoje toboły i pochyliła się, udając, że coś jej wypadło. Płynnym ruchem zgarnęła zza szafy niedużą tabliczkę i wrzuciła do płóciennej torby.
Zanim siostra ponownie na nią spojrzała, Eweliny nie było w już pokoju. Spokojnie rozpakowała w kuchni zakupy i poszła do siebie.
Miała mieszane uczucia. Z jednej strony Aga zaczynała ją irytować tym swoim dziecinnym zachowaniem, ale z drugiej była dumna z tego, że nie wybuchła, bo taka reakcja w niczym by nie pomogła. Było jednak coś, co nie dawało jej spokoju: kawałek drewna ozdobiony wypisanym w dwóch rzędach alfabetem i kilkoma prostymi wyrazami.
Targana wątpliwościami Ewelina usiadła przy biurku i włączyła laptopa. Musiała trochę zaczekać, zanim staruszek się rozruszał, ale nie chciała korzystać z telefonu, nie lubiła tego. Zresztą potrzebowała chwili, by zebrać myśli. Dopiero wtedy mogła pewnie zalogować się na facebooka i ze spokojem odszukać regionalny anonimowy śmietnik ogłoszeniowy. Nie cierpiała takich stron, zawsze ich unikała. Tym razem zrobiła jednak wyjątek. Musiała.
Palce śmigały po klawiaturze, wypisując na ekranie takie bzdury, że oczy bolały.

Hej. Szukam ekipy, z którą jakiś czas temu bawiłam się tabliczką Ouija. U mnie chyba dzieje się coś niedobrego :(( Ktoś z was już przez to przechodził? Co robić???

Enter.
Poszło.
Ewelina opadła na oparcie fotela, zmęczona jak po całym dniu w pracy. Robienie z siebie idiotki było ostatnią rzeczą, na jaką miała teraz ochotę, ale czuła, że sytuacja wymaga od niej tego poświęcenia. I że wcale nie będzie to łatwe. Jasne, mogła to załatwić normalnie i napisać wprost, o co naprawdę jej chodziło, zachodziło jednak pewne ryzyko, że wiadomość zobaczy również jej siostra, należało więc znaleźć kogoś obeznanego w temacie taki sposób, by Aga niczego się nie domyśliła.
Westchnęła ciężko. Tymczasem z drugiego końca korytarza znów popłynęła przygnębiająca muzyka, tym razem, o dziwo, polska. Nawet słowa były znajome:

Idąc cmentarną aleją
Szukam ciebie, mój przyjacielu.
Odszedłeś, bo byłeś słaby

– Jak suchy liść – dokończyła ponuro Ewelina i mimowolnie spojrzała na świat za oknem. Jeden z pierwszych liści właśnie opadał z drzewa rosnącego po drugiej stronie ulicy . Ten pozornie zwyczajny widok teraz przyprawiał niemal o dreszcze.