Wstęp



Kolejny kasztan spadł na taras. Kolczasta łupina pękła i rozprysła się po kamiennych płytach, a błyszczący, twardy skarb, dotąd skrywany w jej wnętrzu, potoczył się pod nogi kobiety, która właśnie otworzyła ozdobione witrażem drzwi. Rzuciła mu jedynie krótkie spojrzenie i przestąpiła próg, otulając się szczelniej połami długiego, ciepłego swetra. Stanęła w blasku ciepłego wrześniowego słońca i zmrużyła oczy, rozglądając się wokoło. Znów zapomniała założyć okulary, ale nie zamierzała się po nie cofać. Wiele razy słyszała, że od ciągłego mrużenia oczu zrobią jej się kurze łapki, ale nie dbała o to. Była przecież w takim wieku, że każda jej kolejna zmarszczka czy siwy włos nikogo już nie powinny dziwić.
Kobieta zeszła po schodkach i zatrzymała się na biegnącej przez środek podwórza ścieżce wyłożonej drobną szarą kostką. Wciągnęła głęboko powietrze pachnące ostatnimi tego roku kwiatami tylko po to, by po chwili zanieść się suchym kaszlem. Wysupłała spod fałd grubej dzianiny szczupłą, niknącą w trochę zbyt długich rękawach dłoń i zasłoniła usta, odruchowo odwracając się przy tym na bok. Minęła chwila, zanim się opanowała i znów ruszyła przed siebie.
Słońce igrało w jej grubych, złocistych włosach, raz po raz przebijając się przez coraz mniej liczne liście rosnących na podwórzu drzew. Jeszcze wczoraj kobieta zatrzymałaby się, by móc podziwiać całą gamę jesiennych barw, ale dziś wyjątkowo nie miała na to ochoty. Miała ważniejsze sprawy na głowie, tak ważne, że bez żalu zrezygnowała ze swoich ulubionych zajęć – o ile zajęciem można nazwać beztroskie podziwianie piękna otaczającego ją świata. Wszak nadszedł wreszcie dzień, którego wyczekiwała z utęsknieniem od lat. Dziś miał wrócić do niej jedyny syn, którego w wieku nastoletnim wysłała do dalekiego miasta. Nie chciała tego robić, nie chciała się z nim rozstawać, ale rodzina przekonała ją, że należy posłać go do dobrej szkoły, najlepiej zupełnie samego lub pod opieką ojca.
Zadrżała na samo wspomnienie swojego męża. Różnili się tak bardzo, że do tej pory nie mogła zrozumieć, jak mogli się w sobie zakochać i zdecydować na wspólne życie, jakkolwiek krótkie ono było. Nie, nie rozwiedli się, ale krótko po przyjściu na świat dziecka ich drogi się rozeszły. Stanisław opuścił dom i niemal zupełnie urwał kontakt z żoną, ograniczając się jedynie do wsparcia finansowego i lakonicznych pytań dotyczących syna, a gdy ten skończył szkołę podstawową, regularnie proponował przygarnięcie go pod swój dach i zapewnienie mu należytej edukacji. Po długich namowach ze strony licznych ciotek i kuzynek, które zawsze wiedziały lepiej, co jest dobre dla cudzych dzieci i chętnie służyły radą, Marianna zgodziła się wyprawić ukochane dziecko do miasta. Obawiała się, jak sobie poradzi, ale mąż nieustannie, choć niezbyt wylewnie zapewniał ją, że syn radzi sobie świetnie. Zdał maturę, skończył studia, teraz odbył nawet staż i wszystko wskazywało na to, że mógł wrócić na stałe w rodzinne strony. Znów mogli być razem, znów będzie miała go tylko dla siebie.
Rękami drżącymi z radości i wzruszenia, którego nawet nie próbowała kryć, otworzyła starą skrzypiącą furtkę i wyszła na drogę. Oczami wyobraźni widziała zajeżdżającą właśnie pod dom dwukonną brykę, z której wyskakiwał przystojny młody mężczyzna i starym zwyczajem rzucał się całować matczyną dłoń. Nadjeżdżający z naprzeciwka samochód rozwiał jednak jej marzenia i siłą ściągnął z powrotem na ziemię. Jej syn nie był przecież Tadeuszem Soplicą czy Witoldem Korczyńskim, przyjechać miał zwykłym pociągiem, być może starym i ledwie sunącym po torach, ale zdecydowanie bardziej nowoczesnym niż wszystkie przedmioty, którymi zwykła otaczać się na co dzień. Nawet jego edukacja nie była niczym szczególnym, studia robiły wrażenie wyłącznie w powieściach, którymi Marianna zaczytywała się ostatnimi czasy. Teraz niemal każdy mógł się pochwalić tym, że jego dziecko skończyło przynajmniej jeden kierunek, a sama szkoła średnia nie robiła na nikim wrażenia. Nie to co w jej czasach.

Powstrzymując się od potrząśnięcia głową, kobieta wyprostowała się dumnie i skrzyżowała na wychudłej piersi ramiona. Niech mówią, co chcą, jej syn jest wyjątkowy i jeszcze niejedno im wszystkim udowodni.